niedziela, 13 października 2013

Czytać proszę :D

    Jeśli czytasz tego bloga ... Proszę komentuj. Pliss. To ważne. Nie istotne czy piszesz z anonima, czy z konta Google, czy co tam jeszcze. Po prostu komentuj i spraw, żeby czas, który poświęciłam na napisanie tego oto króciutkiego posta- nie poszedł na marne. Pozdrawiam ;)

IV Rozdział

-Daj to piwo!- jęknął. Nie rozumiem tego popytu na alkohol... Przecież to 'samo zło' A piwo nawet nie jest smaczne. Ale... No o gustach się nie dyskutuje...
   Co prawda pijanego nie powinno się jeszcze bardziej upijać, ale... jestem Włochem. W genach mam olewanie...
-Nie mam.
-To idź po...- Opluł  się... Zgodziłem się, bo nie za bardzo chciałem patrzeć na Nathan'a  takim stanie.

   Sklep był na drugim końcu miasta. Mogłem iść do monopolowego za rogiem, ale... trzeba było zrobić zakupy... rozmyślenia normalnego obywatela.
   Wsiadłem do swojego  Hyundai'a ix35 i ruszyłem.

Poszedłem do kasy, wypakowałem zakupy na taśmę i poprosiłem sprzedawczynię o paczkę papierosów.
-Przepraszam, ale nie mogę Ci tego sprzedać.
-Dlaczego? - mój głos zniżył się o oktawę, a brwi wspięły się na czoło.
-Nieletnim nie sprzedajemy nikotyny i alkoholu.- Czy w moim życiu nie pojawia się bardzo często słowo alkohol, alkoholik itd? I czy aż tak młodo wyglądam!?
    Zaśmiałem się i wyciągnąłem dowód. Jakoś tak moją uwagę przykuły szepty zniecierpliwionych klientów.
   Na dowodzie jak byk było napisane 1990 rok. To chyba oznaczało, że jakiś czas temu skończyłem osiemnaście lat...
-No dobrze.- ulżyło jej kiedy zobaczyła mój dowód, grzecznie się uciszyła i podała mi porcję mojej ukochanej nikotyny
   Wychodząc z supermarketu natrafiłem na przeszkodę w postaci Samuela Stana
-No hej.- przywitał się. Przy okazji poczęstowałem go. Dzięki niemu moje życie będzie dłuższe o te cztery minuty... czy jakoś tak...- Co tam?- Spytał zapalając fajkę
-No nic...
-A co u Ashley?
-Nie wiem. Nie śledzę jej.
-Buziaka Ci dała?- Zachichotał... Tak mi się zdaję, bo przez część mojego życia zastanawiałem się 'Jak się chichocze?' Doszedłem do wniosku, że może być to cichszy, spokojniejszy śmiech, lub taki bardziej stłumiony czy gardłowy.
-Nie. To nie podstawówka. Teraz ludzie się nie całują.
-Tak od razu idą do łóżka.
-A jak nie, to dają numer telefonu.
-A tobie, mój drogi przyjacielu, co zaoferowała?- Kurde! Czy tak trudno się tego domyśleć!?
-Dała mi swój numer.- Powiedziałem powoli i spokojnie, co nie graniczyło z tym co właśnie działo się w mojej głowie. Tak szczerze, to nawet po tak krótkim czasie miałem dosyć wypytywania się o Ashley.
-Podoba ci się?
   Nic nie odpowiedziałem. Była fajna: ładna, miła, ale jej nie znałem. Od naszego pierwszego spotkania minął zaledwie jeden dzień (drugie to była tragedia, masakra). Nic specjalnego o tej dziewczynie nie mogłem powiedzieć.
-Nie wiem.- odpowiedziałem. sam figlarnie prychnął.-A co tam u Alex.-Zmieniłem temat.
   Łypnął na mnie niepewnie tymi swoimi zielonymi oczami i przeczesał palcami zajebiaszczo kręcone kudły.
Mogłem się tylko domyślać co się dzieje. Może...
-Alex... Ona... w... w ciąży jest- Ben! Spostrzegawczy ty!
   Ale Sam nie wiedział co o tym myśleć. To typ młodego, poważnego ( w pewnym stopniu) człowieka. Jego zdaniem facet mający dwadzieścia trzy lata to nie kandydat na potencjalnego ojca. Samuel to obraz nadzwyczajnego realizmu. Jak to powiadał? 'Zycie zaczyna się po trzydziestce... A może nawet trzydziestce piątce'. Tym samym posiadanie własnych pociech... Małych brzdąców, graniczy z rozpoczęciem tego dojrzalszego życia.
-Mam ci gratulować?
-Nie!- Odparł stanowczo- O niczym nie wiesz! Rozumiemy się?
-Oczywiście. Nic mi nie mówiłeś.- zaśmiałem się, czy też zachichotałem... Ale moja mina zbladła, uśmieszek zniknął kiedy sobie przypomniałem, że:
-Muszę znikać.
-Czemu?- posępniał.
-U mnie w salonie leży zalany w trupa kolega ze studiów. Ze swoim kotem! Jak ja nie lubię kotów!- Ostatnie zdanie wyszlochałem.
-Wiem brachu, wiem.- położył rękę na moim ramieniu w geście pocieszenia. Powaga sytuacji nie trwała długo, bo naraz obaj wybuchnęliśmy śmiechem. Co jest gorsze? Rozwydrzony, pijący i ćpający facet, czy wredny, wszędzie się wypróżniający, wiecznie śpiący i żrący, nieznośny kocur?
-To ja jadę. Wpadnij kiedyś. Nie będę musiał sam z nimi siedzieć.
-No spoko. Postaram się. Do zobaczenia.
-Cześć. Trzymaj się.
   Wsiadł do swojego auta. Jego było o wiele droższe od mojego, chociaż, że w swój wcisnąłem trochę więcej kaski niż miałem zamiar. Planowałem kupić taniego busa, ale po długich namysłach uznałem, że potrzebuję czegoś mniejszego, ale także wydajnego, pojemnego i dość odjazdowego, więc wybrałem ten samochód. Jak już mówiłem: Zakup tego auta wyszczuplił trochę (ale tak tylko troszeczkę.O! Taką | | ciupeńkę ) mój portfel, ale najważniejsze jest to, że dobrze się spisuje i , że jestem z niego zadowolony. Także grzecznie wsiadłem do swojego Hyundaiusia i oddaliłem się z myślą o męczarniach jakie będzie dane mi przeżyć z Nathanem i 'synem'. Jak to miał w zwyczaju gadać.
                                                    *** *** *** *** *** *** *** *** ***
-Okej masz!- rzuciłem w Nat'a tym zimnym, ohydnym piwskiem.
-Dzięki. Jesteś dobrym człowiekiem- mruknął nie patrząc na mnie.
   Chłopie! Uwierz mi, że nie jestem dobrym człowiekiem. Mieszkając ze mną będziesz chodził jak w zegarku. Tak. Srytyty. Ben zmęczony...
-Idę spać. Tobie też radzę.
-Ja sobie tu poleniuchuję, pooglądam. No- Mówił cicho.
- Robisz z siebie kompletnego durnia- mruknąłem tak, żeby nie usłyszał i zamknąłem się w swoim pokoju. Pierwsze co zobaczyłem to leżący na ziemi telefon. Pozbierałem jego części: Obudowę, baterię i klapkę. Włączyłem. Nic mu nie jest! Żyje! Ma się dobrze, a nawet świetnie o czym dał znać dźwięk nieodebranego połączenia i SMS od pewnej miłej osoby. Padłem się na łóżko i zamiast iść spać- Jak to miałem w zamiarze- odpisałem Ashley na wiadomość. Typu ' Hej. Jak się spało'. Albo czekała jak na szpilkach na moją odpowiedź, albo miała telefon akurat pod ręką, bo odpisała mi szybko.  I tak spędziłem połowę dnia. Na czerpaniu limitu na darmowe SMS. Pisało się bardzo miło, więc nie pożałowałem.
          Widok Bernard'a bijącego Susie przeraża mnie całkowicie... Nie mogę nic zrobić moje ręce stalowo są przywiązane do do belek. Za nic nie mogę się wydostać. Moje ciało wyczerpane, wygłodzone, bezsilne nie współpracuje z moimi zamierzeniami. Na chwilę tracę przytomność... Susanne leży na łóżku przytomna, lecz poobijana i zaszlochana. Po moich plecach przechodzi ostry ból spowodowany mocnym uderzeniem. Opiekun wpada w szał. Katuje mnie mając z tego beztroską zabawę. Po paru uderzeniach podchodzi do dziewczyny. Przyciska jej twarz do pościeli, owija sznur w okół jej szyi. Klęcząc za nią...
   Krzyk wydobywający się z mojego gardła mógłby obudzić każdego mieszkającego ze mną osobnika. Każdego oprócz takiego pijanego. Musiałem zasnąć, bo przecież nic nie dzieje się dwa razy identycznie, tym bardziej jeśli biorą w tym wydarzeniu udział osoby już nieżyjące i miejmy nadzieję spoczywające w spokoju. Zazwyczaj na wspomnienie tego strasznego wydarzenia dopada mnie atak paniki, ale ostatnio nie koniecznie, a myślałem o tym bardzo często.
   Telefon pokazywał dwie nieodebrane wiadomości. Obydwie od Ashley. Jena w odpowiedzi na moje pytanie, druga 'Miłych snów'. Ash... Twoje życzenie się nie spełniło, ale :
   'Dziękuję :D' Odpisałem jej. Ta parogodzinna rozmowa spowodowała, że moje wyobrażenia o charakterze tej dziewczyny były jeszcze lepsze i do jej opisu doszło jeszcze parę dobrych jaki i tych gorszych, ale nie złych cech. Tych dobrych było więcej. Dziewczyna była dobra, uczynna, zwariowana, ale uparta. Mieszanka wprost wspaniała. Za pięć godzin czekała mnie sześciogodzinna, nocna zmiana w szpitalu.
13.10.2013
   Mam nadzieję, że ten rozdział się spodobał. Nie zwlekałam już tak z jego dodaniem. :)   O!  16:16 <3
  Pozdrawiam miłego wieczoru! ;)
Zostawię Was z :
Nathan' em Xd
Alex:
No i tradycyjnie naszego bohatera, ale z Samem :D






piątek, 11 października 2013

III Rozdział

   Wymieniałem się z Ashley numerami. Nie wiem za co go dostałem.... Za to, że zniszczyłem jej ciuch. tak czy inaczej: Schlebiało mi to!
   Wróciłem do domu około 3 nad ranem. W holu stało pełno kartonów, których nie miałem czasu rozpakować. W moim pokoju z resztą też było ich sporo: Ciuchy, pościel, zdjęcia, pamiątki i inne pierdoły. na dnie jednego z pudeł leży SIG 9 mm. A w składziku gdzie jest już totalny rozpiźdźel Odpoczywa sobie Marlin.
Zrobiłem sobie późną kolację, wziąłem prysznic i glebłem się na łóżko. Nie było najwygodniejsze, ale wygodny wydawał się nawet beton o 3 nad ranem... Teraz już w pół do 4... Zasnąłem błyskawicznie, ale szósta rano!!! Budzik ustawiony... No ożeż jebany!!! Najgorsze było to, że nie mogłem go wyłączyć, bo się zawiesił!!!  Z nerwów złapałem go i z całej siły rzuciłem w kąt. jak ja nienawidzę swojego życia!!! Na cholerę ja jeszczę istnieję... ... ... ... Tak! Brawo debilu!Obudził Cię budzik, a ty rozpaczasz nad sensem swojej egzystencji, która przez to wydawała się jeszcze bardziej bezsensowna! Przez tego jebacza nie mogłem już zasnąć, chociaż byłem całkowicie śpiący! Skierowałem kurs na kuchnię, by tam przywitać jeden z siedmiu cudów świata (?) kawę.
   Delektowanie się tym napojem Bogów przerwał mi odgłos przewracających się stalowych prętów w moim składziku. Z kamiennym wyrazem twarzy podszedłem do jednego z pudeł i wziąłem moją hantle. Moja dłoń znalazła się na klamce, kiedy ją przekręciłem drzwi się uchyliły, a to co zobaczyłem w środku załamało mnie całkowicie.
  Nathan- Mój były współlokator, z którym studiowałem. Po studiach wyprowadziłem się do Kennewick, więc straciłem z nim kontakt. Życie z tym człowiekiem było jedną z najtrudniejszych na świecie. Imprezuje, zaprasza na noc dziewczyny ( co najmniej dwie na jedną noc...) i ma kota. Z którym teraz leżał zalany w trupa. Buszował kocur.
   Nie wiem: jak można skończyć nauki ścisłe i nic z tym nie robić. Nat z tego co wiem: pracuje na stacji benzynowej, bo nie chce mu się starać. I najwyraźniej wyrzucili go z mieszkania. Znając go nie płacił czynszu.
   Nathan był alkoholikiem. Do tego ćpał. Nie wiem co...
   Kiedy chciałem podnieść nieprzytomnego starego znajomego, jego głupi kot prychnął na mnie i podrapał moją dłoń.
-Wykurwiaj idioto!- warknąłem
-Nie wyzywaj mojego syna!- zabełkotał dotykając mojego ramienia.
-Tak, tak. a teraz chodź.
-A kot?
   Westchnąłem. Zjem go- pomyślałem.
-Będzie cały czas w domu. Chodź położysz się.
   Nathan nijak nie pomagał mi zawlec siebie do salonu, a kot plątał się pod nogami jakby miał w dupie wiatraczek.
   Zmęczony wziąłem w końcu na ręce upitego i zaniosłem tam gdzie w danym momencie było jego miejsce.
-A masz piwo?
-Dobrze wiesz, że nie piję.
-No ale... Piwko to witaminy, a jakie czyni cuda...
   Wywróciłem oczami i przestałem go słuchać. Nie za bardzo interesowało mnie jakie alkohol czyni cuda. Jeśli potrafi teleportować do składzików w Kennewick... to można nazwać to cudem.
   Włączyłem poranne CNN.
  Nic ciekawego... lub raczej nowego: Napady, śmierć, skandal. To co zawsze w Stanach. We Włoszech nie często można było spotkać tak kompetentnych dziennikarzy jak tutaj. Tam większa część społeczeństwa nie wtrącała się w sprawy innych. Włochy to kraj bez seryjnych morderców- Może w pewnym sensie
     Bo oni byli, są... są na całym świecie, ale- kiedy zabijali nie często ponosili jakiekolwiek konsekwencje. Taki już kraj. Obojętny na cudze sprawy. Może z jednej strony to dobrze. Ma się własne życie i nikt ci się nie wtrąca, ale z drugiej... W razie potrzeby nie ma kto pomóc, bo właściwie nikogo nie interesuj, że cierpisz. Chrzanią wszystko i patrzą na swój własny tyłek.
-Ben... - pewnie wołał mnie już od dość dłuższego czasu, bo był wyraźnie zniecierpliwiony.
-No co? - mruknąłem
 ... ... ... ... ... ... .... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ...
11.10.2013

    Okej. Jest późno.(dzisiaj wstałam o szóstej :D) Krótki. Wiem, ale za jakiś czas będzie nowy. I z następnym rozdziałem nie będę zwlekać tak długo jak z tym... Okej...
   Tu zastawiam Ashley:
Oczywiście Ben'a:
I Samuela, który miał mieć na imię Robert, ta jak ma na imię aktor , na którego podstawie opisuję Sam'a, ale... No <ŁAP>
Do zobaczenia i dobranoc. :)




Obserwatorzy